czwartek, 12 lutego 2009

Odcinek 30. Kwestia siwizny.

Rozmowa z Juliett.
L: Jakbyś miała przeczytać jakąś powieść, ale nie bzdurę, tylko coś ambitniejszego, to co wolałabyś coś tragicznego, czy raczej z komediowym zabarwieniem?
J: Chyba coś zabawnego, a czemu pytasz?
L: Bo płodzę coś, mam wenę. Ale żeby napisać środek muszę mieć mniej więcej zarys zakończenia.
J: Zależy co masz na myśli. Pisząc tragicznie masz na myśli kwestie miłosne czy raczej egzystencjalne.
L: Tragizm w pojęciu filozoficznym. Bez romansów. Nie umiem pisać o miłości.
J: Ja nigdy nie lubiłam takich książek, bo miałam zbyt trudno na co dzień, żeby się jeszcze dobijać. Dlatego szukam czegoś szczęśliwego, z przesłaniem "dasz radę".
L: No właśnie ja mam ten problem, że zawsze interesowały mnie takie kobylaste tematy.
J: Problem polega na tym, że jeśli człowiek zbyt angażuje się w to co czyta, czasem utożsamienie z bohaterami jest tak silne, że kończy się czytanie z poczuciem krzywdy własnej.
L: W sumie z literatura jest tak jak z muzyka - musisz to poczuć w każdej swojej żywej komórce żeby zrozumieć. Ja mam w sobie chyba coś z masochisty, bo uwielbiam się umęczać intelektualnie.
J: Na szczęście nie siwiejesz tak, jak ja.
L: Siwieję, ale się farbuję...
J: Cwaniara...

1 komentarz:

Krzysztof Kondziella pisze...

Kochanie, to nie siwizna, to łupież :)